A pogoda zmienna jest czyli Rajd w Przeworsku

Po raz kolejny Prezes i Bodzio reprezentowali RTR na rajdzie z okazji Dni Przeworska. Pogoda nawet początkowo nam sprzyjała bo uniknęliśmy deszczu. Tak więc etap pierwszy pomyślny.

W Przeworsku aura pokazała „lwi pazur” … Po instruktażu około 100 rowerzystów udało się po letnią przygodę. Przejazd deptakiem nad Mleczką, a następnie formowanie kolumny marszowej i już właściwy start do rajdu i właśnie w tym momencie pogoda zapewniła nam niezapomniane wrażenie nie tak silne jak w Dubiecku czyli zaczęło padać. Po przejechaniu skrótu od Przeworska do Grzęski dotarliśmy do pierwszego postoju gdzie organizator rajdu MOSiR Przeworsk wydał tradycyjne drożdżówki i wodę mineralną. Naładowani energią ruszyliśmy przy niezmieniającej się aurze w dalszą drogę. Ze względu na warunki atmosferyczne organizator podjął decyzję aby ograniczyć liczbę postojów, tak więc tylko przemknęliśmy koło zbiornika Rajszula w Żołyni by dojechać do Czystego w Grodzisku Dolnym. Tutaj zatrzymano kolumnę aby „maruderzy” dojechali i w zwartym szyku ruszyliśmy na ostatni etap przygody na dwóch kółkach w ramach rajdu – tym razem w promieniach słońca. Na mecie w Przeworsku na stadionie „Orła” trwała feta z okazji Dni Przeworska. Konferansjer przywitał rowerzystów a zebrani ludzie oklaskami nagrodzili uczestników rajdu. Tradycyjnie organizator przygotował posiłek dla uczestników oraz rozlosował nagrody. Jedną z nich odebrał Prezes w imieniu Bodzia. Dodać należy, iż o bezpieczeństwo na trasie rajdu dbali członkowie PKTR „Leliwa” i RTR. Tak więc zamknęliśmy z Bodziem drugi etap.

Jak to mówią komu w drogę temu rower ruszyliśmy z Bodziem i kolegą Jerzym z PKTR „Leliwa” w powrotną trasę, czyli dla nas był to już trzeci etap niedzielnej wycieczki. Pogoda jak to wcześniej zaznaczyłem zmienna jest więc i tym razem lekki deszczyk w Gaci nas złapał. Jednak byliśmy na to przygotowani. W Markowej minęła na para na szosach. Koledzy zapytali czy nas wezmą na koło ale oczywiście do szosowców nie mieliśmy szans. Cóż nie tylko pogoda przewrotną jest ale los też. Dojechaliśmy do naszych pechowych szosowców. Pomogliśmy w naprawie dętki (chociaż słabo to wygląda w przypadku szosy) a Jurek pomógł zapiąć koło. Przyznam, iż bez pompki z plecaka Prezesa nic by z pomocy nie wyszło (jak zwykle mam w plecaku różne akcesoria w tym na szosę). Życzyliśmy szerokości naszym pechowym szosowcom i ruszyliśmy w kierunku Rzeszowa. Z tej opowieści morał taki, że warto mieć ze sobą niezbędne rzeczy na wyjeździe.

Przy okazji okazji przejechaliśmy z Bodziem jakieś 144  km. Można, można tylko trzeba chcieć – ta dygresja do naszych członków, którzy narzekają na brak imprez. Ta była zaplanowana. Warto czasami otworzyć zakładkę „Zamierzenia” …

Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz